W plan życia z bliźniakami, musiałam wprowadzić kary. Jeszcze do niedawna nie były, one potrzebne. Wystarczyło, tylko powiedzieć, wytłumaczyć. W końcu jednak tłumaczenie, zaczęło nakręcać cały proces złych i niebezpiecznych zachowań. Wprowadziłam więc karę, dzięki której chłopcy uczą się co im wolno, a czego nie.
Do wyznaczania kar zmusiło mnie gryzienie, bicie i zabieranie zabawek przez moich chłopców. Było. tego już za wiele, żeby tylko „machnąć ręką” i mieć nadzieję, że z tego wyrosną. Trzeba było działać i zdyscyplinować troszkę chłopców. Za wszelkie objawy „przemocy” i po pierwszym nieskutecznym upomnieniu, chłopcy idą do kąta. Właściwie, to od kiedy stosuje tę technikę, (czyli prawie miesiąc) to w kącie lądował tylko Alan. Dorek jeszcze na upomnienia i tłumaczenia reaguje i uspakaja się.
Pierwsze wymierzenie tej właśnie kary, skutkowało wielkim płaczem i żalem do całego świata. W efekcie tym Dorian zbierał ulubione zabawki i leciał do Alana na pocieszenie. Karę odbębniali razem, bawiąc się w najlepsze. Nie wyganiałam Dorka z kąta, bo co miałam mu powiedzieć? Za brak kary, nie możesz tu siedzieć? 😛 W każdym bądź razie Alan uspakajał się i grzecznie się bawił.
Gdy minął proces złości za kary, przyszedł etap taki, że gdy wyprowadzałam go do kąta machał tylko radośnie rączką do Dorka mówiąc „pa-pa”. Wyglądało, to tak jakby czekało tam na niego coś niezwykle wspaniałego, coś co jest tylko dla niego. Było to zabawne niezwykle, ale jeszcze bardziej skuteczne. Po chwili samotności, wracał szczęśliwy, grzeczny i przepraszał Dorka tuląc go lub oddając zabawki.
Kolejny etap? Alan słysząc „Jeśli się nie uspokoisz, pójdziesz do kąta.”, odkłada (lub rzuca) zabawki, spuszcza ręce i mówi: „nooo dobla” i sam zmierza do niego. Któregoś dnia tak tam szybko biegł, że ominął go. Krzyknął tylko „O-O” i nawrócił w jego stronę.
Kąt jest jeden stały i niezmienny. Wymierzanie kary w naszym przypadku i w moim odczuciu stały się zabawne i nic-a-nic straszne. Moje dziecko nie płacze już, ani nie jest złe za to, że musi przerwać zabawę. Chyba zaczyna rozumieć, że przerywam zabawę, bo tylko dla niego stała się ona fajna, a dla innych wręcz bolesna. Choć czasem śmiać mi się z tego wszystkiego chce, to nie pokazuję tego. Widzę efekty, choć nie sądziłam, że tak pięknie to się u nas przyjmie. W domu zrobiło się spokojniej, a na Doriana plecach zostały już tylko strupki. Kolejnych pogryzień wampira nie przybywa 🙂
http://mamatojarazydwa.blogspot.com/2014/12/czas-na-kare.html